Rozdział 4

3 Comments »

Muahahahahahahahahahaha! Ja żyję, ludzie moi kochani. Powracam jeszcze bardziej szalona nizodeszłam. I znowu daje niedokończony rozdział, bo mogę. Ten badziew dedykuję wszystkim co mają czas by pisać. Bo ja go nie mam.



___________________________________________________________________________

Oblizałam usta i po raz kolejny rozejrzałam się. To właśnie wtedy usłyszałam jego głos, który spowodował że stanęłam w bezruchu.
- Zgubiłaś się?
Nie miałam odwagi odwrócić się w stronę postaci, która stała za mną. Bałam się nawet mrugnąć czy przełknąć ślinę, tak bardzo byłam przerażona jego obecnością. Jak mnie znalazł? Wokół mnie rozbrzmiał jego śmiech, lekko chropowaty i wręcz maniakalny. Nadal nie wiedziałam, czemu tak bardzo nie mogłam wytrzymać jego obecności.
- Amy, Amy, Amy. – Powiedział z lekkim rozbawieniem. – Nawet się ze mną nie przywitasz? Nie spodziewałem się, że podczas mojej nieobecności stracisz wszelkie maniery.
Nie mogłam znieść tego co mówił i w jaki sposób to robił. Nie mogąc się powstrzymać odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam prosto w jego oczy. Zapomniałam już jak wysoki w porównaniu do mnie był. Przewyższał mnie praktycznie o głowę i tak jak zawsze nie czułam się z tym najlepiej.
- Jak śmiesz się tu pojawić! W ogóle, dlaczego ty żyjesz?! Przecież cię zabiliśmy!
W odpowiedzi uzyskałam tylko przewrócenie oczami i głębokie westchnienie. Dlaczego zachowywał się tak, jakby nic co się kiedyś stało nie miało znaczenia? Z niewiadomego powodu w moich oczach pojawiły się łzy. Miałam ochotę uciec, lecz wiedziałam że na nic by to się zdało. I tak by mnie złapał, jak zawsze zresztą.
- Nigdy nie zostałem przez was unicestwiony. Musiałem po prostu zająć się wieloma sprawami, których nie dałbym rady rozwiązać z twoimi… znajomymi na karku. Dlatego postanowiłem zabawić się w waszą grę i zniknąć na jakiś czas. Czegoś jeszcze chcesz się dowiedzieć? – Był zirytowany, słyszałam to w jego głosie, lecz nie zwróciłam na to uwagi. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam czy mam zacząć krzyczeć, czy może zapytać go o rzeczy, które nie dawały mi spać. Wybrałam to drugie.
- Jakie sprawy? I dlaczego wtedy mnie zabrałeś? Kim ja jestem, że to zrobiłeś?
Oswald pochylił się lekko w moją stronę.
- Związane z moim przebywaniem na tej planecie, a także z moją rodziną. -  Tu zatrzymał się na chwilę, jakby zastanawiając się czy ma odpowiedzieć na moje drugie pytanie. – Jesteś kimś bardzo ważnym dla naszego ludu, kimś kto przynosi nadzieję. Mam wrażenie, że źle zrozumiałaś moje intencje gdy porwałem cię wtedy z domu.
- Źle zrozumiałam?! Nie miałam nawet szansy krzyknąć gdy zamknąłeś mnie w tej czarnej klitce! Jak miałam to niby odebrać?! – Nie powstrzymałam się przed podniesieniem głosu, zbyt wzburzona byłam by się tym przejmować. – Nic mi nie wytłumaczyłeś! Nic! Przychodziłeś może raz dziennie i gadałeś jakieś dziwne rzeczy, coś o tym, że gdy przyjdzie czas to razem odlecimy z tej planety! – Widziałam jak jego twarz tężeje a radosny błysk w oku znika. Lecz nie zwracałam na to uwagi.
- Jakoś nigdy nie byłaś chętna by ze mną rozmawiać! Jedynym co wychodziło z twoich ust było imię tego durnego jeża! Nigdy się o nic nie pytałaś! Ryczałaś tylko po kątach, a jak przychodziłem z jedzeniem rzucałaś we mnie tacą! – Jego złość wręcz podniosła temperaturę wokół nas o kilka stopni. A przynajmniej miałam takie wrażenie.
- Byłam zamknięta w celi! Jak miałam się zachowywać?! – Nie wiem co spowodowało to co zrobiłam, gdy te słowa wypłynęły z moich ust, lecz i tak nie mogłam tego cofnąć. Spoliczkowałam go z całej siły jaką miałam w sobie, a łzy które powstrzymywałam spłynęły po moich policzkach. Tak bardzo chciałam wrócić do domu. – Jesteś niczym! Nienawidzę cię!
Jego głowa za sprawą uderzenia przekręciła się w prawo, lecz on nie zrobił ani jednego ruchu w moja stronę. Zauważyłam jedynie że napiął mięśnie, a dłonie zacisnął w pięści. Zamknął także oczy, powoli wciągając i wypuszczając powietrze. Wyglądał jakby powstrzymywał się przed stratą panowania nad sobą, czego ja nie potrafiłam zrobić. Dlaczego tak bardzo żałowałam tego czynu?! Przecież na to zasługiwał. Powinnam to zrobić wcześniej.
- Nawet nie wiesz jak wielką ochotę mam – Nie dokończył jednak tego zdania, wypuszczając przez zęby powietrze. Otworzył oczy i znów spojrzał na mnie. Odwróciłam się i oparłam czoło o drzewo. Od strony Oswalda usłyszałam tylko głębokie westchnięcie. – Chcesz się dowiedzieć o co mi chodzi?
Co?
- Pójdź ze mną na mój statek. Nie będzie żadnej klitki. Będziesz mogła wyjść kiedy będziesz miała dość, nie zatrzymam cię. Chcę tylko abyś, zanim odlecę, zroz co może cię czekać gdybyś odeszła ze mną. – Był całkowicie poważny, jego głos ani razu się nie zachwiał. Czy tego chciałam? Czy chciałam po raz kolejny znaleźć się na jego łasce? A jeśli to tylko pułapka? Po raz kolejny w tym krótkim czasie nie wiedziałam co zrobić. Wbiłam wzrok w jego oczy, próbując coś z nich wyczytać. Były rozpalone, ich zielony kolor jeszcze bardziej uwidoczniony. Czy to bezpieczne? Czy chcę dowiedzieć się kim jestem dla jego rasy?
- Amy, pójdziesz ze mną czy zostaniesz? Jeżeli wybierzesz to drugie, zostawię cię na zawsze i odlecę z Mobiusa. I tak wtedy nie uda mi się nic wskórać.
Naprawdę byłam w kropce, a jego szczery głos jeszcze bardziej mącił mi w głowie. Jednak zapomnieć to wszystko co się stało? Czy jestem w stanie? Decyzja musiała zostać podjęta, a przedłużanie wyboru nic mi nie da.
- Pójdę. – Odpowiedziałam z ciężkim sercem, lecz także z dziwną ulgą. Że jednak wybrałam dobrze.

___________________________________________________________________________

Taaaa, to nawet nie jest nic zajebistego. No niestety, cieszcie się kochani moi z tego, że jestem i nadal was kocham. O, wszyscy co oglądają Supernatural, zaraz wstawię opowiadanko które napisałam w cholernie złym humorze. Seeee ya!