Archive for 2012

Rozdział 4

3 Comments »

Muahahahahahahahahahaha! Ja żyję, ludzie moi kochani. Powracam jeszcze bardziej szalona nizodeszłam. I znowu daje niedokończony rozdział, bo mogę. Ten badziew dedykuję wszystkim co mają czas by pisać. Bo ja go nie mam.



___________________________________________________________________________

Oblizałam usta i po raz kolejny rozejrzałam się. To właśnie wtedy usłyszałam jego głos, który spowodował że stanęłam w bezruchu.
- Zgubiłaś się?
Nie miałam odwagi odwrócić się w stronę postaci, która stała za mną. Bałam się nawet mrugnąć czy przełknąć ślinę, tak bardzo byłam przerażona jego obecnością. Jak mnie znalazł? Wokół mnie rozbrzmiał jego śmiech, lekko chropowaty i wręcz maniakalny. Nadal nie wiedziałam, czemu tak bardzo nie mogłam wytrzymać jego obecności.
- Amy, Amy, Amy. – Powiedział z lekkim rozbawieniem. – Nawet się ze mną nie przywitasz? Nie spodziewałem się, że podczas mojej nieobecności stracisz wszelkie maniery.
Nie mogłam znieść tego co mówił i w jaki sposób to robił. Nie mogąc się powstrzymać odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam prosto w jego oczy. Zapomniałam już jak wysoki w porównaniu do mnie był. Przewyższał mnie praktycznie o głowę i tak jak zawsze nie czułam się z tym najlepiej.
- Jak śmiesz się tu pojawić! W ogóle, dlaczego ty żyjesz?! Przecież cię zabiliśmy!
W odpowiedzi uzyskałam tylko przewrócenie oczami i głębokie westchnienie. Dlaczego zachowywał się tak, jakby nic co się kiedyś stało nie miało znaczenia? Z niewiadomego powodu w moich oczach pojawiły się łzy. Miałam ochotę uciec, lecz wiedziałam że na nic by to się zdało. I tak by mnie złapał, jak zawsze zresztą.
- Nigdy nie zostałem przez was unicestwiony. Musiałem po prostu zająć się wieloma sprawami, których nie dałbym rady rozwiązać z twoimi… znajomymi na karku. Dlatego postanowiłem zabawić się w waszą grę i zniknąć na jakiś czas. Czegoś jeszcze chcesz się dowiedzieć? – Był zirytowany, słyszałam to w jego głosie, lecz nie zwróciłam na to uwagi. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam czy mam zacząć krzyczeć, czy może zapytać go o rzeczy, które nie dawały mi spać. Wybrałam to drugie.
- Jakie sprawy? I dlaczego wtedy mnie zabrałeś? Kim ja jestem, że to zrobiłeś?
Oswald pochylił się lekko w moją stronę.
- Związane z moim przebywaniem na tej planecie, a także z moją rodziną. -  Tu zatrzymał się na chwilę, jakby zastanawiając się czy ma odpowiedzieć na moje drugie pytanie. – Jesteś kimś bardzo ważnym dla naszego ludu, kimś kto przynosi nadzieję. Mam wrażenie, że źle zrozumiałaś moje intencje gdy porwałem cię wtedy z domu.
- Źle zrozumiałam?! Nie miałam nawet szansy krzyknąć gdy zamknąłeś mnie w tej czarnej klitce! Jak miałam to niby odebrać?! – Nie powstrzymałam się przed podniesieniem głosu, zbyt wzburzona byłam by się tym przejmować. – Nic mi nie wytłumaczyłeś! Nic! Przychodziłeś może raz dziennie i gadałeś jakieś dziwne rzeczy, coś o tym, że gdy przyjdzie czas to razem odlecimy z tej planety! – Widziałam jak jego twarz tężeje a radosny błysk w oku znika. Lecz nie zwracałam na to uwagi.
- Jakoś nigdy nie byłaś chętna by ze mną rozmawiać! Jedynym co wychodziło z twoich ust było imię tego durnego jeża! Nigdy się o nic nie pytałaś! Ryczałaś tylko po kątach, a jak przychodziłem z jedzeniem rzucałaś we mnie tacą! – Jego złość wręcz podniosła temperaturę wokół nas o kilka stopni. A przynajmniej miałam takie wrażenie.
- Byłam zamknięta w celi! Jak miałam się zachowywać?! – Nie wiem co spowodowało to co zrobiłam, gdy te słowa wypłynęły z moich ust, lecz i tak nie mogłam tego cofnąć. Spoliczkowałam go z całej siły jaką miałam w sobie, a łzy które powstrzymywałam spłynęły po moich policzkach. Tak bardzo chciałam wrócić do domu. – Jesteś niczym! Nienawidzę cię!
Jego głowa za sprawą uderzenia przekręciła się w prawo, lecz on nie zrobił ani jednego ruchu w moja stronę. Zauważyłam jedynie że napiął mięśnie, a dłonie zacisnął w pięści. Zamknął także oczy, powoli wciągając i wypuszczając powietrze. Wyglądał jakby powstrzymywał się przed stratą panowania nad sobą, czego ja nie potrafiłam zrobić. Dlaczego tak bardzo żałowałam tego czynu?! Przecież na to zasługiwał. Powinnam to zrobić wcześniej.
- Nawet nie wiesz jak wielką ochotę mam – Nie dokończył jednak tego zdania, wypuszczając przez zęby powietrze. Otworzył oczy i znów spojrzał na mnie. Odwróciłam się i oparłam czoło o drzewo. Od strony Oswalda usłyszałam tylko głębokie westchnięcie. – Chcesz się dowiedzieć o co mi chodzi?
Co?
- Pójdź ze mną na mój statek. Nie będzie żadnej klitki. Będziesz mogła wyjść kiedy będziesz miała dość, nie zatrzymam cię. Chcę tylko abyś, zanim odlecę, zroz co może cię czekać gdybyś odeszła ze mną. – Był całkowicie poważny, jego głos ani razu się nie zachwiał. Czy tego chciałam? Czy chciałam po raz kolejny znaleźć się na jego łasce? A jeśli to tylko pułapka? Po raz kolejny w tym krótkim czasie nie wiedziałam co zrobić. Wbiłam wzrok w jego oczy, próbując coś z nich wyczytać. Były rozpalone, ich zielony kolor jeszcze bardziej uwidoczniony. Czy to bezpieczne? Czy chcę dowiedzieć się kim jestem dla jego rasy?
- Amy, pójdziesz ze mną czy zostaniesz? Jeżeli wybierzesz to drugie, zostawię cię na zawsze i odlecę z Mobiusa. I tak wtedy nie uda mi się nic wskórać.
Naprawdę byłam w kropce, a jego szczery głos jeszcze bardziej mącił mi w głowie. Jednak zapomnieć to wszystko co się stało? Czy jestem w stanie? Decyzja musiała zostać podjęta, a przedłużanie wyboru nic mi nie da.
- Pójdę. – Odpowiedziałam z ciężkim sercem, lecz także z dziwną ulgą. Że jednak wybrałam dobrze.

___________________________________________________________________________

Taaaa, to nawet nie jest nic zajebistego. No niestety, cieszcie się kochani moi z tego, że jestem i nadal was kocham. O, wszyscy co oglądają Supernatural, zaraz wstawię opowiadanko które napisałam w cholernie złym humorze. Seeee ya!
 

Rozdział 3

2 Comments »

Ogłoszenie parafialne. Szkoła to suka i sypiam po dwie godziny przy dobrych wiatrach. Nie mam weny z powodu wyprucia i nawału sprawdzianów. Zostałam wkręcona do olimpiady z historii. Baba od polaka jest po studiach. Nie mam pieniędzy na książki. Jestem przeziębiona. Czyli po prostu żyć mi się nie chce i niech mnie ktoś w końcu ukatrupi. Błagam. Daję wam jednak 3 rozdział jako WIP, bo może głowa przestanie mnie tak napierdalać. tymczasem wracam do pisania recenzji. Bo muszę ćwiczyć.
__________________________________________________________________________________


Rozdział 3
Soleanna, Zamek Elise.
Był środek nocy, gdy w skrzydle sypialnym rozbrzmiały kroki. W tym miejscu i o tej porze mogły znajdować się tylko dwie osoby. Włamywacz lub posłaniec.  Tym razem była to jednak ta druga postać, mknąca przez korytarze i zmierzająca ku swemu celowi. A tym celem była komnata należąca do Silvera, który mimo późnej godziny siedział przed oknem i wpatrywał się w uśpione królestwo. Kochał to miejsce, lecz i tak tęsknił za przyjaciółmi mieszkającymi w Station Square. Ale najbardziej tęsknił za pewną osobą, która jednak była poza jego zasięgiem. Jego ukochana była już z kimś w związku, a on nie chciał wchodzić między nich, pomimo przerażającego wręcz bólu w klatce piersiowej, który czuł gdy widział ich razem. Mimo łez, które pojawiały się w jego oczach, gdy był całkowicie sam w swym pokoju, gdzie nikt nie mógł go ujrzeć. Także i teraz, jego oczy zaszkliły się, lecz nie zaczął płakać.  Odwrócił tylko twarz od okna i zeskoczył z parapetu. Nagle rozbrzmiało pukanie do drzwi, zakłócające panującą wszędzie ciszę. Silver spojrzał w stronę drzwi jakby nie wierząc że ktoś za nimi jest. Jednak ponowne, miarowe uderzenia w drewnianą powierzchnie rozwiały jego wątpliwości. Skierował się w stronę dźwięku, idąc po miękkim i puszystym dywanie, który całkowicie wygłuszał jego kroki. Zatrzymał się przed drzwiami i uchylił je lekko. Jego oczom ukazał się granatowy jeż w stroju posłańca.
- Silver? – Zapytał tylko przybyły, nie patrząc w jego stronę.
- Tak.
- Mam wiadomość d0 ciebie i dla kogoś o imieniu Blaze.  – Posłaniec podał mu zapieczętowaną kopertę i od razu się ulotnił. Silver jeszcze przez chwilę patrzył w przestrzeń przed sobą, jednak po chwili postanowił pójść do Blaze. W końcu list nie był tylko do niego. 
Można by powiedzieć, że kotna nie była szczególnie szczęśliwa z wizyty, jednak nic na ten temat nie mówiła. W końcu Silver nie przyszedłby do niej o tej porze dla żartu. I nie myliła się, widząc kopertę w jego dłoni.
- Posłaniec. – Powiedziała zapalając światło i usiadła w miękkim fotelu.
- Słyszałaś go? – Zapytał zdziwiony Silver i zasiadł naprzeciwko niej.
- Nie, ale ta koperta mówi sama za siebie.
- Racja. Jest zaadresowana do nas obojga. Kto otwiera, ty czy ja? – Blaze spojrzała na niego jak na dziecko i wyrwała mu list. Szybko rozdarła papier i wyjęła zgiętą kartkę.
- To od Tailsa, a właściwie od wszystkich z Station Square. – Kotka na chwile zamilkła, by przeczytać resztę listu. Kiedy doszła do końca podniosła wzrok na Silvera, lekko pobladła. – Tu jest napisane, że Oswald wrócił.
W pokoju zapadła grobowa cisza, nie było nawet słychać grzechoczących zazwyczaj na wietrze korali. Po paru sekundach srebrny jeż wstał i z poważną miną podszedł do okna.
- Musimy do nich jechać. – Prawie wyszeptał, w środku modląc się żeby nie było za późno na ich powrót.
- O to nas proszą. Proponuję, żebyśmy jutro z samego rana wyruszyli w drogę. Im szybciej tym lepiej. Chcesz zostać u mnie czy wrócić do siebie i się spakować? – Zapytała Blaze, nie pokazując po sobie, że tak naprawdę jest przerażona tym, co mogą ujrzeć gdy dojadą na miejsce.
- Pójdę się spakować, a gdy skończę, wrócę tutaj. I tak dzisiaj już nie zasnę.
- Dobrze.
Station Square
Mogłoby się wydawać, że w mieszkaniu niebieskiego jeża zastanie się tylko porozrzucane wszędzie opakowania po chińskim żarciu i stare butelki po napojach. Jednak rzeczywistość była całkowicie inna. Wszystko było wyczyszczone, praktycznie nie uświadczyło się w jego domu ani krztyny kurzu. Jednak dzieje się tak tylko za sprawą Sally, która zmusza Sonica do sprzątania po sobie. Tak więc, wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie nagła nieobecność pewnej osoby, która już o tej porze siedziałaby prawdopodobnie w parku, czekając aż niebieski jeż wybierze się na swoją codzienną przechadzkę. Nie było jej także w kwiaciarni ani w cukierni, nawet staruszek który codziennie karmił kaczki w parku zauważył jej nieobecność. W końcu codziennie siadała obok niego i długo rozmawiali. Lecz dziś nikt jej nie widział. I nawet Sonica, którego zazwyczaj ona nie obchodziła, zaczął się martwić. Poszedł nawet do jej domu, który ku jego zdziwieniu był zamknięty na cztery spusty, a okna zasłonięte. Zauważył także, że gazeta codzienna nadal leżała na schodkach, a ze skrzynki nie zostały wyjęte reklamy.  To właśnie wtedy postanowił pójść do Tailsa i powiedzieć mu o tym, że najprawdopodobniej stało się najgorsze. Musiał mu oznajmić, że Amy Rose zniknęła.

10 Comments »


Rozdział 2

Dom Amy Rose

Amy


Następnego dnia wcześnie wyszłam z domu Cream. Nie budziłam jej, zostawiłam tylko karteczkę żeby się nie martwiła. I tak ma dużo na głowie. Moim pierwszym celem było pójście do domu i zabranie z niego paru rzeczy o które prosił mnie przedwczoraj Tails. Miałam także zamiar zdjąć ze ścian wszystkie rzeczy tyczące się Sonica, oprócz oczywiście wspólnego zdjęcia Dream Team. Naprawdę poważnie podeszłam do tego, co powiedziały mi Rouge i Cream. Mimo wszystko nadal miałam wrażenie, że to nie pomoże, jednak trzeba liczyć że jednak wszystko będzie dobrze. Gdy znalazłam się w domu od razu zaczęłam realizować swoje postanowienia. Trochę dziwnie się czułam zdejmując ramki, które wisiały tam już dużo czasu, lecz nie mogłam teraz się wycofać. Wszystkie przedmioty schowałam do kartonu, który stał w przedpokoju, i włożyłam go do piwnicy, zastawiając szafką. Na razie nie będą mi potrzebne te rzeczy. Z ciężkim sercem wyszłam z piwnicy i zamknęłam ją na klucz, zakrywając wejście dywanem, tak jak zawsze. Rzuciłam jeszcze na to miejsce ostatnie spojrzenie i poszłam do kuchni, gdzie pod zlewem stała moja skrzynka z narzędziami. Wzięłam co musiałam i jak najszybciej wyszłam z domu. Nie chciałam, by Tails czekał dłużej niż powinien. Tak jak wczoraj na ulicach były pustki, nadal utrzymywała się nadzwyczajnie wysoka temperatura, jednak mi to tak nie przeszkadzało. Jestem przyzwyczajona do wysokich temperatur, ponieważ taka temperatura była prawie cały czas w miejscu, w którym się urodziłam. Czasami tęsknie za domem, za moim kuzynem czy rodzicami. Dwie pierwsze rzeczy teoretycznie mogę odwiedzić, jednak o zrobotyzowanych rodzicach staram się nie myśleć. Moje życie wyglądałoby całkowicie inaczej gdyby nie tamte zdarzenia. Prawdopodobnie nigdy nie znalazłabym się tutaj, mając za przyjaciół najwspanialsze osoby na świecie, ale mimo wszystko w tyłach umysłu plącze się pytanie Co by było gdyby? Spojrzałam w bezchmurne niebo zatrzymując się na chwile w miejscu. Kiedy ostatni raz po prostu nic nie robiłam, siedziałam gdzieś i po prostu patrzyłam się w niebo? Nie potrafię sobie przypomnieć i to najbardziej mnie przeraża. Potrząsnęłam głową i kontynuowałam drogę. Nie mogę teraz  myśleć o takich rzeczach, mam za dużo rzeczy do zrobienia. Może to jest problemem? Nie, na pewno nie. To czemu brzmisz tak niepewnie? Ah, ucisz się. Nawet mój wewnętrzny głos jest przeciwko mnie. Przycisnęłam do siebie torbę i ruszyłam przed siebie. W takim tempie do Tailsa dojdę w następnym stuleciu.
Kiedy w końcu znalazłam się przed domem lisa, byłam zdziwiona podniesionymi glosami dochodzącymi z laboratorium. Albo raczej warsztatu, jak mówiłam na miejsce, w którym Tails spędzał dwadzieścia godzin dziennie. Postanowiłam podsłuchać rozmowę pod tylnymi drzwiami całej tej dobudówki. Reklamówkę zostawiłam w domu i szybkim, lecz i cichym krokiem skierowałam się do swojego celu. Przykucnęłam przed drzwiami i delikatnie je otworzyłam. Normalnie, to pewnie bym po prostu weszła do środka z krzykiem, jak zazwyczaj robiłam gdy nie brali mnie na narady, jednak dzisiaj postanowiłam spróbować czegoś nowego. I tak w pewnym sensie zaczynałam dzisiaj nowy okres w moim życiu. Zajrzałam przez szparę i ujrzałam wszystkich chłopaków z Dream Team. Nikt mnie nie zauważył, co bardzo mnie ucieszyło, więc zaczęłam się przysłuchiwać. Teraz rozmawiali o wiele ciszej, jednak udało mi się wychwycić niektóre słowa. Nic z tego nie rozumiałam do póki nie usłyszałam jednego imienia. Oswald. Tylko dzięki temu, że klęczałam, nie znalazłam się na ziemi. To, że o nim mówili według mnie mogło oznaczać tylko jedno. Że on powrócił. Czy to jakaś kara za to,  że postanowiłam zmienić swoje życie? Czy jest w tym jakiś ukryty przekaz? Łzy pojawiły się w moich oczach, w tym samym momencie, w którym usłyszałam jedno zdanie. „Nie możemy nic powiedzieć Amy”. Chyba już na to za późno, Sonic. Podniosłam się z klęczek i delikatnie zamknęłam drzwi. Nie chciałam, by zauważyli że tu byłam. Jak w transie odwróciłam się i weszłam w las. Postanowiłam użyć skrótu, by szybciej dostać się do domu. Nie minęło pół godziny gdy zauważyłam że się zgubiłam. Jak mogło do tego dojść?! Przecież tyle razy szłam tymi ścieżkami, a teraz nie mogę znaleźć drogi do domu. Zaczęłam gorączkowo rozglądać się wokół siebie. Wszędzie były tylko wysokie drzewa z gęstymi koronami, które całkowicie odcinały światło. Przy samej ziemi była delikatna mgła, jednak nie mogłam stwierdzić dlaczego jest w takim miejscu. Z mocno bijącym sercem ruszyłam przed siebie. Żadne drzewo nie wydawało się znajome, żadna dróżka nie wydawała się przeze mnie wydeptana. Wiedziałam, że jeśli za chwilę nie odnajdę drogi, zacznę panikować. Oblizałam usta i po raz kolejny rozejrzałam się. To właśnie wtedy usłyszałam jego głos, który spowodował że stanęłam w bezruchu.
- Zgubiłaś się?

Pracownia Tailsa

Stali już tak od paru godzin, jednak nie potrafili znaleźć rozwiązania. Każdy pomysł był od razu obalany, przez co powoli tracili nadzieję. Nawet Tails nie wiedział co mają robić. Wszystko było nie wystarczająco silne przeciwko ich wrogowi. Nie pokonają go tym, czy walczyli z Eggmanem. Nie pokonają go niczym, co wcześniej działało. I właśnie ta bezsilność była najgorsza. W końcu postanowili zadzwonić po jeszcze dwie osoby, które mogły im pomóc. Po Silvera i Blaze.

Pustkowia Soleanny

Przez wydmy przedzierała się zakapturzona postać. W prawej dłoni trzymała drewnianą laskę z błyszczącym klejnotem na czubku. Piasek wirował wokół niej nie robiąc krzywdy. Po paru minutach pustelnik zatrzymał się w miejscu i podniósł głowę w górę. Otworzył lekko usta jakby smakując powietrze i wyszeptał.
- Zaczęło się.
I jakby za tymi dwoma słowami była ukryta jakaś cenna wiadomość, piasek wzniósł się w górę, jakby chcąc odciąć postać od świata zewnętrznego, lecz tej już nie było.

_________________________________________________________________________________

Przepraszam, że rozdział taki krótki, lecz nie czułam się ostatnio najlepiej. Obiecuję, że następny będzie o wiele dłuższy ^_^

5 Comments »


Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy to czytają, jednak w szczególności Katiii95, bez której by to nie powstało. Kocham cie słońce! :D
________________________________________________________________________________

Rozdział 1

Station Square, Mobius. Godzina 12:40.

Ulice miasta były praktycznie opustoszałe z powodu pogody. Było zbyt gorąco dla większości mieszkańców by wynurzać się z klimatyzowanych domów na rozżarzone chodniki czy wsiadać do nagrzanych samochodów. Nieliczni mieli przy sobie cały czas butelkę wody i chowali się w cieniu. Cieszyli się także że jest weekend, więc nie musieli pracować. Spokojną atmosferę i ciszę miasta zakłócił nagle niebieski promień, który jednoznacznie oznaczał Sonica. Za nim także w dość dobrym tempie biegła różowa jeżyca, znana pod imieniem Amy Rose. Tę dwójkę znał każdy i to z wielu powodów. Po pierwsze razem byli w Sonic Dream Team, a po drugie każdy słyszał o miłości Amy do niebieskiego jeża. Dlatego nikogo nie zdziwił widok tej pary goniącej się. A tak na prawdę, to Amy biegnącej za Soniciem.

- Sonic! - Krzyknęła, łapiąc się tej ostatniej możliwości jak deski ratunkowej. Jednak nawet to nie pomogło i mogła tylko patrzeć jak zniknął za rogiem. Nie mogła zrozumieć dlaczego nigdy nie chciał z nią rozmawiać. Jeśli dobrze pamiętała, to jego dziwne zachowanie zaczęło się około trzech miesięcy temu, tydzień przed przyjazdem Sally. Jak ona jej nienawidziła. I nie chodzi tylko o to, że wiewiórka była kiedyś z Soniciem, tylko o samo jej zachowanie. Zawsze spoglądała na wszystkich z góry, a większość traktowała jak służących. Najbardziej bolało Amy to, że zachowywała się tak do Cream. Nie obchodziło ją jak się do niej zwracała, jednak nie mogła znieść ranienia króliczki. Ale i tak wszyscy uważali, że to tylko z powodu miłosnego trójkąta. Zrezygnowana usiadła na pobliskiej ławce i spojrzała w niebo.  Nienawidziła się za takie reakcje na zachowanie niebieskiego jeża, lecz nie potrafiła nic na to poradzić. Łzy spłynęły po  jej policzkach, lecz nie wydała żadnego dźwięku. Wzięła głęboki oddech i drżącą dłonią zdjęła z głowy opaskę. Jedyna rzecz jaką dostała od Sonica poza prezentami na urodziny. W złości rzuciła nią przed siebie, nie zważając na nielicznych przechodniów. Szloch wstrząsnął jej ciałem, gdy w końcu pozwoliła sobie opuścić maskę optymistki do końca. Oparła czoło o dłonie i patrzyła na słone krople lądujące na jej sukience. Czy czegoś jej brakowało? Nie była wystarczająco silna, wystarczająco piękna, wystarczająco oddana? Czy zrobiła coś źle  kiedy mówiła mu o swoich uczuciach? Naprawdę się starała, słuchała Rouge i Vanilli a i tak nic to nie pomogło. Nagle przed sobą zobaczyła buty które należały do Shadowa. Podniosła na niego wzrok, lecz widziała go jakby przez szkło z powodu łez.

- Shadow? - Powiedziała drżącym wzrokiem i zamrugała. Czarny jeż wyciągnął do niej dłoń w której trzymał jej opaskę

- To chyba twoje. - Jego głos był beznamiętny, lecz w jego oczach można by ujrzeć troskę. - Co się stało Rose?

Amy przygryzła wargę próbując powstrzymać nowa falę łez lecz i tak parę wymsknęło się spod jej powiek. Wzięła od niego ten kawałek plastiku i zacisnęła mocno w dłoni. Shadow przykucnął przed nią i spojrzał jej prosto w oczy.

- To znowu on, prawda? - Praktycznie stwierdził przeklinając pod nosem niebieskiego jeża.

- To nie jego wina Shad. To ze mną jest coś nie tak, ale nie wiem co. - Jeszcze przez chwilę Amy udawało się powstrzymywać, jednak po paru sekundach wpatrywania się w czerwone oczy jej przyjaciela po raz kolejny rozpłakała się. - Ja już nie wiem co mam robić.

- Nie płacz Rose. - Shadow złapał jej twarz w dłonie i kciukami wycierał łzy, które cały czas spływały po jej policzkach. - On naprawdę nie jest tego wart. Tyle razy ci już to mówiłem, jednak ty zawsze to lekceważysz.

- Ale ja go kocham. - I może gdyby nie wypowiedziała tych słów dalsze wydarzenia nie miałyby miejsca, lecz to zrobiła. Pożałowała ich gdy zobaczyła że oczy Shadowa tracą swój blask, a sam jeż odsunął się od niej.

- Amy, nie obraź się, jednak nie wytrzymam tego dłużej. Ciągle przez niego płaczesz. Pomyśl, kiedy ostatni raz myślałaś o czymś innym, niż o Sonicu i o tym, co możesz robić źle? Nie dam rady dłużej cię pocieszać, jeżeli sama nie będziesz chciała pójść dalej i zostawić go za sobą.
Różowa jeżyca patrzyła jak jej przyjaciel odwraca się i odchodzi szybkim krokiem. Pustym wzrokiem wpatrywała się w jego znikającą sylwetkę. Po paru sekundach siedzenia w bezruchu wstała i skierowała się w stronę domu. Dlaczego jest taka idiotką? Nawet Shadow nie potrafi z nią wytrzymać, a jest jej przyjacielem. Gdy znalazła się w swoim mieszkaniu z rezygnacją rzuciła się na kanapę i sięgnęła po pilot leżący na stoliku do kawy. Włączyła telewizor i zaczęła skakać po kanałach nie szukając niczego konkretnego. Chciała tylko zająć swoje myśli czymś całkowicie innym niż cały ten burdel. Nie mogąc jednak skupić się na telewizji, zaczęła rozglądać się po pokoju. Ujrzała beżowe ściany, dwa duże okna i białe drzwi prowadzące do jej pokoju. A oprócz tego, ogromną ilość rzeczy związanych z Soniciem. Zdjęcia i artykuły wycięte z gazet, fotomontaże, maskotki i poduszki, a także kubki z jego wizerunkiem, stojące za szybą w komodzie. Wyprostowała się i z przerażeniem po raz kolejny rozejrzała po salonie. Dopiero teraz dotarło do niej, że strasznie się zmieniła. Gdzie podziała się ta stara Amy, ta z przed użycia Ring of Acorns? Jeżyca spuściła wzrok na swoje dłonie, które drżały lekko. Czy nie zatraciła siebie w pogoni za niebieskim jeżem? Bała się tego, że to prawda.

Tymczasem niedaleko domu Tailsa

Żółty lis stał przed stołem w swoim laboratorium. Był pochylony nad kartką papieru, która przed chwilą  wyszła z drukarki, lecz i tak cały czas chciał wierzyć w to, że maszyna się pomyliła. Zacisnął prawą dłoń w pięść, którą uderzył w stół sprawiając, że z tego spadł kubek z zimną już kawą. Odetchnął głęboko i po raz kolejny zaczął analizować to co się dzieje. Przecież byli pewni że się go pozbyli i nie muszą się nim martwic do końca ich dni. Czy gdzieś popełnił błąd? Biały fartuch załopotał gdy Tails podbiegł do komputera. Włączył program dzięki któremu mógł kontrolować czy na terenie Station Square i Soleanny nie znajduje się nikt obcy. Tym razem jednak nie widział żadnego sygnału jaki by na to wskazywał. Czuł jak upływa z niego stres. Musiał to być błąd systemu, pomyślał zdejmując okulary i przecierając czoło. To wtedy do pomieszczenia wszedł Sonic, dzisiaj jednak zawadiackiego uśmiechu który zawsze gościł na jego twarzy, był widocznie zdenerwowany. Najwidoczniej dzisiejszy dzień działał tak na każdego.

- Dłużej z nią nie wytrzymam. – Powiedział bez przywitania i od razu usiadł przy stole, nie zauważając leżącej na nim kartki.

- Z kim? – Zapytał Tails, jednak w ogóle nie zwracał uwagi na swojego przyjaciela. Mimo, że nie widział już żadnych złych sygnałów to nadal był w stanie gotowości.

- Amy.  – Odpowiedział tylko niebieski jeż ze słyszalna irytacją w głosie.

- Co znowu zrobiła? – Lis nie potrafił zrozumieć dlaczego Sonic jest taki w stosunku do jeżycy. W końcu nigdy wprost nie powiedział jej, że nie lubi jej w ten sposób.

- Znowu biegła za mną przez pół miasta, przez co nie zdążyłem na spotkanie z Sally.

- Może gdybyś powiedział Amy , że tak naprawdę nie kochasz jej bardziej niż przyjaciółki, to sytuacja by się uspokoiła.

- Ale Tails! – Sonic wstał z krzesła i stanął przed lisem. – Tyle razy jej już to nadmieniałem, że nawet nie potrafię tego zliczyć!

- Właśnie, nadmieniałeś. Nigdy nie powiedziałeś jej tego bez owijania w bawełnę. Nie pomyślałeś, że mimo tego, że ma ciało osiemnastolatki, to w duszy ma tylko 14 lat? To są aż cztery lata czasu, przez które powinna żyć pełnią życia, uczyć się i być zwykłą dziewczyną. A dzięki, lub bardziej prze ciebie, w wieku dwunastu lat zamieniła się w szesnastolatkę by móc być przy tobie i walczyć u twojego boku. By mieć możliwość zaimponowania tobie. Czasami myślę, że zapomniałeś ile naprawdę ma lat Amy. A według mnie nie powinieneś. – Tails założył okulary i przenikliwym wzrokiem spojrzał na Sonica.

- W cale nie zapomniałem! Czy uważasz mnie za jakiegoś idiotę? – Lis nic nie odpowiedział na te słowa, tylko w głowie zabrzmiało mu Czasami tak. I pokłóciliby się, doszczętnie niszcząc spokój tego dnia, gdyby nie nagły pisk wydobywający się z głośników komputer. Tails z szybkością światła odwrócił się w jego stronę i zaczął coś gorączkowo przeglądać. Już po paru sekundach wręcz odrzuciło go od ekranu i upadł na podłogę.

- Czyli to jednak prawda? – Zapytał się sam siebie z przerażeniem patrząc na drukarkę z której wysuwał się wynik odczytów programu. Kartka upadła na stolik, będąc okrutnym dowodem rzeczywistości. Tails podniósł się z ziemi i drżącą ręką zabrał papier i położył go obok poprzedniego. Obok stanął Sonic, patrząc na niego pytającym wzrokiem. Lis tylko przesunął w jego stronę kartki i odszedł do domu by się czegoś napić. Do jego uszu dobiegł dźwięk zatrzaskiwanych drzwi lecz nie zdziwił się tym. Wiedział, że jego przyjaciel potrzebuje odreagować tą wiadomość. Tails wszedł do salonu, z którego skierował się na schody i do swojego pokoju. Miał tam schowane wino, które zostało jeszcze z jego randki z Cream i właśnie teraz miał zamiar je wykorzystać. Nie obchodziło go, że nie powinien tego robić, bo jest dojrzalszy niż reszta jego znajomych, jednak chciał w pewnym sensie wyprzeć ta wiadomość z umysłu. Wystarczająco zniszczyło im to życia rok temu, nie wierzył że mieliby siły jeszcze raz się z tym zmierzyć. Usiadł na łóżku z butelka wina w dłoni. Nie silił się nawet na to by zejść po kieliszki, tylko pociągnął łyk z gwinta. W końcu nikt go nie zobaczy, prawda?

Środek lasu Acorn, polana treningowa.

Sonic nie mógł uwierzyć, że ON wrócił. Przecież kiedy z nim walczyli, ledwo uszli z zżyciem, jednak go zabili. A przynajmniej tak myśleli. Musiał to odreagować, a tylko tu mógł to zrobić bez żadnych szkód. Raz za razem niszczył kolejne manekin, rozkrajał na pół metalowe ściany i przedzierał się przez fale robotów. Jednak nic nie mogło go uspokoić. Gdy pomyślał, że to co przydarzyło się Amy a także i im, mogłoby się powtórzyć, łzy bezsilności ale także i gniewu napływały mu do oczu. Drugi raz nie daliby razy, nie bez pomocy Manica i Soni, którzy odlecieli z Mobiusa do Merci.
Po wielu godzinach spędzonych na polanie, Sonic stanął w miejscu. Wokół niego wszystko było rozwalone, jednak nadal był spięty. Chyba tylko Sally mogłaby go uspokoić.

Dom Cream, godzina 17:20.

Amy już od dwóch godzin siedziała w pokoju Cream na zmianę plącząc i śmiejąc się. Króliczka starała się pocieszać przyjaciółkę, ponieważ widok płaczącej Amy nigdy nie sprawiał jej przyjemności.

- Amy, nie zamartwiaj się już tak. Naprawdę, będzie dobrze. I w sprawie Shadowa, i w sprawie Sonica. Musisz być tylko cierpliwa.

- Wiem, tylko… - Jeżyca rzuciła się na łózko i schowała twarz w poduszkach. – Nie wiem już co mam robić.

- Nic. – To jedno słowo zawisło między nimi, jakby otwierając drzwi do rozwiązania, tak prostego, że nie wiedziały jak mogły je przeoczyć.

- Nic?

- No, może nie nic. Na pewno powinnaś porozmawiać z Shadowem, ale w sprawie Sonica zrób właśnie to. Nic. – Cream nabrała pewności co do tego pomysłu i mówiła z całkowitą wiarą w to, że to pomoże. Amy spojrzała na nią niepewnym wzrokiem.

- Nie wiem, czy to na pewno taki dobry pomysł, wiesz? Coś, nie wydaje się by miało mi to jakoś pomóc.

- Jak nie jesteś, porozmawiaj z Rouge. – Króliczka wstała z krzesła w dłoni trzymając telefon. – Masz, dzwoń.

Amy niepewnie wzięła telefon i wystukała numer do białej nietoperzycy. Przyłożyła słuchawkę do ucha i czekała. Po dwóch sygnałach Rouge odebrała telefon. Ich rozmowa nie trwała długo, Rouge nie musiała długo mówić Amy, że powinna to zrobić już dawno temu, jednak nigdy nie chciała jej do niczego zmuszać. Jeżyca spojrzała na króliczkę z niemą ulgą na twarzy. Wreszcie wie co ma robić. Miała tylko nadzieję, że się uda.

________________________________________________________________________________

Ha, wróciłam :D Rozdział pisałam z pięć razy, ponieważ najpierw mi się komputer zepsuł a potem onet postanowił go skasować. Bynajmniej, cieszę się bardzo z tego rozdziału, mam wrażenie że jest o wiele lepszy niż pierwowzór. Zapraszam do komentowania, zakładki Bohaterowie i Soundtrack.