Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy to czytają, jednak w szczególności Katiii95, bez której by to nie powstało. Kocham cie słońce! :D
________________________________________________________________________________
Rozdział 1
Station Square, Mobius. Godzina 12:40.
Ulice miasta były praktycznie opustoszałe
z powodu pogody. Było zbyt gorąco dla większości mieszkańców by wynurzać się z
klimatyzowanych domów na rozżarzone chodniki czy wsiadać do nagrzanych
samochodów. Nieliczni mieli przy sobie cały czas butelkę wody i chowali się w
cieniu. Cieszyli się także że jest weekend, więc nie musieli pracować. Spokojną
atmosferę i ciszę miasta zakłócił nagle niebieski promień, który jednoznacznie
oznaczał Sonica. Za nim także w dość dobrym tempie biegła różowa jeżyca, znana
pod imieniem Amy Rose. Tę dwójkę znał każdy i to z wielu powodów. Po pierwsze
razem byli w Sonic Dream Team, a po drugie każdy słyszał o miłości Amy
do niebieskiego jeża. Dlatego nikogo nie zdziwił widok tej pary goniącej się. A
tak na prawdę, to Amy biegnącej za Soniciem.
- Sonic! - Krzyknęła, łapiąc się tej
ostatniej możliwości jak deski ratunkowej. Jednak nawet to nie pomogło i mogła
tylko patrzeć jak zniknął za rogiem. Nie mogła zrozumieć dlaczego nigdy nie
chciał z nią rozmawiać. Jeśli dobrze pamiętała, to jego dziwne zachowanie
zaczęło się około trzech miesięcy temu, tydzień przed przyjazdem Sally. Jak ona
jej nienawidziła. I nie chodzi tylko o to, że wiewiórka była kiedyś z Soniciem,
tylko o samo jej zachowanie. Zawsze spoglądała na wszystkich z góry, a
większość traktowała jak służących. Najbardziej bolało Amy to, że zachowywała
się tak do Cream. Nie obchodziło ją jak się do niej zwracała, jednak nie mogła znieść
ranienia króliczki. Ale i tak wszyscy uważali, że to tylko z powodu miłosnego trójkąta.
Zrezygnowana usiadła na pobliskiej ławce i spojrzała w niebo. Nienawidziła się za takie reakcje na
zachowanie niebieskiego jeża, lecz nie potrafiła nic na to poradzić. Łzy
spłynęły po jej policzkach, lecz nie
wydała żadnego dźwięku. Wzięła głęboki oddech i drżącą dłonią zdjęła z głowy
opaskę. Jedyna rzecz jaką dostała od Sonica poza prezentami na urodziny. W
złości rzuciła nią przed siebie, nie zważając na nielicznych przechodniów.
Szloch wstrząsnął jej ciałem, gdy w końcu pozwoliła sobie opuścić maskę
optymistki do końca. Oparła czoło o dłonie i patrzyła na słone krople lądujące
na jej sukience. Czy czegoś jej brakowało? Nie była wystarczająco silna,
wystarczająco piękna, wystarczająco oddana? Czy zrobiła coś źle kiedy mówiła mu o swoich uczuciach? Naprawdę
się starała, słuchała Rouge i Vanilli a i tak nic to nie pomogło. Nagle przed
sobą zobaczyła buty które należały do Shadowa. Podniosła na niego wzrok, lecz widziała
go jakby przez szkło z powodu łez.
- Shadow? - Powiedziała drżącym wzrokiem
i zamrugała. Czarny jeż wyciągnął do niej dłoń w której trzymał jej opaskę
- To chyba twoje. - Jego głos był
beznamiętny, lecz w jego oczach można by ujrzeć troskę. - Co się stało Rose?
Amy przygryzła wargę próbując powstrzymać
nowa falę łez lecz i tak parę wymsknęło się spod jej powiek. Wzięła od niego
ten kawałek plastiku i zacisnęła mocno w dłoni. Shadow przykucnął przed nią i spojrzał
jej prosto w oczy.
- To znowu on, prawda? - Praktycznie stwierdził
przeklinając pod nosem niebieskiego jeża.
- To nie jego wina Shad. To ze mną jest
coś nie tak, ale nie wiem co. - Jeszcze przez chwilę Amy udawało się
powstrzymywać, jednak po paru sekundach wpatrywania się w czerwone oczy jej przyjaciela
po raz kolejny rozpłakała się. - Ja już nie wiem co mam robić.
- Nie płacz Rose. - Shadow złapał jej
twarz w dłonie i kciukami wycierał łzy, które cały czas spływały po jej
policzkach. - On naprawdę nie jest tego wart. Tyle razy ci już to mówiłem,
jednak ty zawsze to lekceważysz.
- Ale ja go kocham. - I może gdyby nie
wypowiedziała tych słów dalsze wydarzenia nie miałyby miejsca, lecz to zrobiła.
Pożałowała ich gdy zobaczyła że oczy Shadowa tracą swój blask, a sam jeż
odsunął się od niej.
- Amy, nie obraź się, jednak nie
wytrzymam tego dłużej. Ciągle przez niego płaczesz. Pomyśl, kiedy ostatni raz myślałaś
o czymś innym, niż o Sonicu i o tym, co możesz robić źle? Nie dam rady dłużej cię
pocieszać, jeżeli sama nie będziesz chciała pójść dalej i zostawić go za sobą.
Różowa jeżyca patrzyła jak jej przyjaciel
odwraca się i odchodzi szybkim krokiem. Pustym wzrokiem wpatrywała się w jego
znikającą sylwetkę. Po paru sekundach siedzenia w bezruchu wstała i skierowała
się w stronę domu. Dlaczego jest taka idiotką? Nawet Shadow nie potrafi z nią
wytrzymać, a jest jej przyjacielem. Gdy znalazła się w swoim mieszkaniu z
rezygnacją rzuciła się na kanapę i sięgnęła po pilot leżący na stoliku do kawy.
Włączyła telewizor i zaczęła skakać po kanałach nie szukając niczego
konkretnego. Chciała tylko zająć swoje myśli czymś całkowicie innym niż cały
ten burdel. Nie mogąc jednak skupić się na telewizji, zaczęła rozglądać się po
pokoju. Ujrzała beżowe ściany, dwa duże okna i białe drzwi prowadzące do jej
pokoju. A oprócz tego, ogromną ilość rzeczy związanych z Soniciem. Zdjęcia i
artykuły wycięte z gazet, fotomontaże, maskotki i poduszki, a także kubki z
jego wizerunkiem, stojące za szybą w komodzie. Wyprostowała się i z
przerażeniem po raz kolejny rozejrzała po salonie. Dopiero teraz dotarło do
niej, że strasznie się zmieniła. Gdzie podziała się ta stara Amy, ta z przed
użycia Ring of Acorns? Jeżyca spuściła wzrok na swoje dłonie, które drżały
lekko. Czy nie zatraciła siebie w pogoni za niebieskim jeżem? Bała się tego, że
to prawda.
Tymczasem niedaleko domu Tailsa
Żółty lis stał przed stołem w swoim
laboratorium. Był pochylony nad kartką papieru, która przed chwilą wyszła z drukarki, lecz i tak cały czas chciał
wierzyć w to, że maszyna się pomyliła. Zacisnął prawą dłoń w pięść, którą
uderzył w stół sprawiając, że z tego spadł kubek z zimną już kawą. Odetchnął
głęboko i po raz kolejny zaczął analizować to co się dzieje. Przecież byli
pewni że się go pozbyli i nie muszą się nim martwic do końca ich dni. Czy
gdzieś popełnił błąd? Biały fartuch załopotał gdy Tails podbiegł do komputera.
Włączył program dzięki któremu mógł kontrolować czy na terenie Station Square i
Soleanny nie znajduje się nikt obcy. Tym razem jednak nie widział żadnego
sygnału jaki by na to wskazywał. Czuł jak upływa z niego stres. Musiał to być błąd systemu, pomyślał
zdejmując okulary i przecierając czoło. To wtedy do pomieszczenia wszedł Sonic,
dzisiaj jednak zawadiackiego uśmiechu który zawsze gościł na jego twarzy, był
widocznie zdenerwowany. Najwidoczniej dzisiejszy dzień działał tak na każdego.
- Dłużej z nią nie wytrzymam. – Powiedział
bez przywitania i od razu usiadł przy stole, nie zauważając leżącej na nim
kartki.
- Z kim? – Zapytał Tails, jednak w ogóle
nie zwracał uwagi na swojego przyjaciela. Mimo, że nie widział już żadnych
złych sygnałów to nadal był w stanie gotowości.
- Amy.
– Odpowiedział tylko niebieski jeż ze słyszalna irytacją w głosie.
- Co znowu zrobiła? – Lis nie potrafił
zrozumieć dlaczego Sonic jest taki w stosunku do jeżycy. W końcu nigdy wprost
nie powiedział jej, że nie lubi jej w ten sposób.
- Znowu biegła za mną przez pół miasta,
przez co nie zdążyłem na spotkanie z Sally.
- Może gdybyś powiedział Amy , że tak
naprawdę nie kochasz jej bardziej niż przyjaciółki, to sytuacja by się
uspokoiła.
- Ale Tails! – Sonic wstał z krzesła i
stanął przed lisem. – Tyle razy jej już to nadmieniałem, że nawet nie potrafię tego
zliczyć!
- Właśnie, nadmieniałeś. Nigdy nie powiedziałeś
jej tego bez owijania w bawełnę. Nie pomyślałeś, że mimo tego, że ma ciało
osiemnastolatki, to w duszy ma tylko 14 lat? To są aż cztery lata czasu, przez
które powinna żyć pełnią życia, uczyć się i być zwykłą dziewczyną. A dzięki,
lub bardziej prze ciebie, w wieku dwunastu lat zamieniła się w szesnastolatkę
by móc być przy tobie i walczyć u twojego boku. By mieć możliwość zaimponowania
tobie. Czasami myślę, że zapomniałeś ile naprawdę ma lat Amy. A według mnie nie
powinieneś. – Tails założył okulary i przenikliwym wzrokiem spojrzał na Sonica.
- W cale nie zapomniałem! Czy uważasz
mnie za jakiegoś idiotę? – Lis nic nie odpowiedział na te słowa, tylko w głowie
zabrzmiało mu Czasami tak. I
pokłóciliby się, doszczętnie niszcząc spokój tego dnia, gdyby nie nagły pisk
wydobywający się z głośników komputer. Tails z szybkością światła odwrócił się w
jego stronę i zaczął coś gorączkowo przeglądać. Już po paru sekundach wręcz
odrzuciło go od ekranu i upadł na podłogę.
- Czyli to jednak prawda? – Zapytał się
sam siebie z przerażeniem patrząc na drukarkę z której wysuwał się wynik
odczytów programu. Kartka upadła na stolik, będąc okrutnym dowodem
rzeczywistości. Tails podniósł się z ziemi i drżącą ręką zabrał papier i położył
go obok poprzedniego. Obok stanął Sonic, patrząc na niego pytającym wzrokiem.
Lis tylko przesunął w jego stronę kartki i odszedł do domu by się czegoś napić.
Do jego uszu dobiegł dźwięk zatrzaskiwanych drzwi lecz nie zdziwił się tym.
Wiedział, że jego przyjaciel potrzebuje odreagować tą wiadomość. Tails wszedł
do salonu, z którego skierował się na schody i do swojego pokoju. Miał tam
schowane wino, które zostało jeszcze z jego randki z Cream i właśnie teraz miał
zamiar je wykorzystać. Nie obchodziło go, że nie powinien tego robić, bo jest
dojrzalszy niż reszta jego znajomych, jednak chciał w pewnym sensie wyprzeć ta wiadomość
z umysłu. Wystarczająco zniszczyło im to życia rok temu, nie wierzył że mieliby
siły jeszcze raz się z tym zmierzyć. Usiadł na łóżku z butelka wina w dłoni.
Nie silił się nawet na to by zejść po kieliszki, tylko pociągnął łyk z gwinta.
W końcu nikt go nie zobaczy, prawda?
Środek lasu Acorn, polana treningowa.
Sonic nie mógł uwierzyć, że ON wrócił.
Przecież kiedy z nim walczyli, ledwo uszli z zżyciem, jednak go zabili. A przynajmniej
tak myśleli. Musiał to odreagować, a tylko tu mógł to zrobić bez żadnych szkód.
Raz za razem niszczył kolejne manekin, rozkrajał na pół metalowe ściany i
przedzierał się przez fale robotów. Jednak nic nie mogło go uspokoić. Gdy pomyślał,
że to co przydarzyło się Amy a także i im, mogłoby się powtórzyć, łzy
bezsilności ale także i gniewu napływały mu do oczu. Drugi raz nie daliby razy,
nie bez pomocy Manica i Soni, którzy odlecieli z Mobiusa do Merci.
Po wielu godzinach spędzonych na polanie,
Sonic stanął w miejscu. Wokół niego wszystko było rozwalone, jednak nadal był
spięty. Chyba tylko Sally mogłaby go uspokoić.
Dom Cream, godzina 17:20.
Amy już od dwóch godzin siedziała w
pokoju Cream na zmianę plącząc i śmiejąc się. Króliczka starała się pocieszać przyjaciółkę,
ponieważ widok płaczącej Amy nigdy nie sprawiał jej przyjemności.
- Amy, nie zamartwiaj się już tak. Naprawdę,
będzie dobrze. I w sprawie Shadowa, i w sprawie Sonica. Musisz być tylko
cierpliwa.
- Wiem, tylko… - Jeżyca rzuciła się na
łózko i schowała twarz w poduszkach. – Nie wiem już co mam robić.
- Nic. – To jedno słowo zawisło między
nimi, jakby otwierając drzwi do rozwiązania, tak prostego, że nie wiedziały jak
mogły je przeoczyć.
- Nic?
- No, może nie nic. Na pewno powinnaś
porozmawiać z Shadowem, ale w sprawie Sonica zrób właśnie to. Nic. – Cream nabrała
pewności co do tego pomysłu i mówiła z całkowitą wiarą w to, że to pomoże. Amy
spojrzała na nią niepewnym wzrokiem.
- Nie wiem, czy to na pewno taki dobry
pomysł, wiesz? Coś, nie wydaje się by miało mi to jakoś pomóc.
- Jak nie jesteś, porozmawiaj z Rouge. –
Króliczka wstała z krzesła w dłoni trzymając telefon. – Masz, dzwoń.
Amy niepewnie wzięła telefon i wystukała
numer do białej nietoperzycy. Przyłożyła słuchawkę do ucha i czekała. Po dwóch
sygnałach Rouge odebrała telefon. Ich rozmowa nie trwała długo, Rouge nie
musiała długo mówić Amy, że powinna to zrobić już dawno temu, jednak nigdy nie
chciała jej do niczego zmuszać. Jeżyca spojrzała na króliczkę z niemą ulgą na
twarzy. Wreszcie wie co ma robić. Miała tylko nadzieję, że się uda.
________________________________________________________________________________
Ha, wróciłam :D Rozdział pisałam z pięć razy, ponieważ najpierw mi się komputer zepsuł a potem onet postanowił go skasować. Bynajmniej, cieszę się bardzo z tego rozdziału, mam wrażenie że jest o wiele lepszy niż pierwowzór. Zapraszam do komentowania, zakładki Bohaterowie i Soundtrack.